Morgan C. Le Fay |
Wysłany: Wto 19:26, 27 Gru 2005 Temat postu: Najdziwniejsza gra Voldemorta |
|
Było już u mnie na http://zamknieci-w-murach-hogwartu.prv.pl , ale postanowiłam wstawić też tu.
Snape też tu jest :)
Tadam:
Pokój urządzony w stylu secesyjnym, wyglądał niemal jak antykwariat na wysokim poziomie. Przy dokładnie zasłoniętym ciemnymi zasłonami oknie, niedaleko kominka siedział Ten Którego Imienia Nie Wolno Wymawiać. Wpatrywał się w płomienie, wyraźnie na kogoś czekając. W dłoni obracał niewielki sztylet ze zdobioną rękojeścią. Znudzony czekaniem, bezszelestnie, nie otwierając nawet ust, używając jedynie myśli ustawił na stole sześć malutkich, kryształowych flakoników. Gdy ostatni z nich dotykał blatu, w kominku zaiskrzyło się i w pokoju pojawiła się postać. Severus Snape, bo tak się nazywał ów przybysz, nie trudził się nawet, żeby otrzepać popiół z szaty. Zrobił krok od przodu i zapytał:
- Czego chcesz, Voldemort?
- Długo muszę czekać na wizytę starego znajomego – odparł ignorując pytanie współrozmówcy.
- Czego chcesz? – powtórzył Snape. Starał się nie pokazywać żadnych uczuć. Czy się bał? Nie, oczywiście, że nie. Severus nie należał do osób, które bały się Czarnego Pana, chociaż był do końca świadomy jego potęgi. Skąd więc ta odwaga? Była to raczej duma. Snape wierzył, że jest zbyt potrzebny Sami-Wiecie-Komu, żeby miał być jego ofiarą. Czy się nie przeliczy? Być może kiedyś. Jak na razie bardzo dobrze na tym wychodził, nawet po odejściu na stronę Dumbledore’a.
- Nie pospieszyłeś się – Ten Którego Imienia Nie Wolno Wymawiać nie chciał pozwolić, by Severus narzucił swój temat. Snape znów chciał powtórzyć swoje pytanie, ale w kominku zaiskrzyło się i pojawiła się najpierw czarna falbana od spódnicy, potem cała prof. McGonagall.
- Tom, o co w tym wszystkim chodzi? – zapytała mniej pewnie niż jej poprzednik, ale za to odważnie ryzykując wypowiadanie imienia, którego Czarny Pan wolał unikać.
- Poczekaj, Minervo – odpowiedział sprawca całego tego zamieszania. Wtem przybyły następne osoby. Dwie, zaraz po sobie i chwilę potem trzecia. Harry Potter, Hermiona Granger i Ginny Weasley.
- Czekamy jeszcze na gwóźdź programu. Mam nadzieję, że mi wybaczy mi to, że zaprosiłem go ostatniego. – Sami-Wiecie-Kto zrobił pauzę. – Dumbledore. Tak, dobrze myślisz, Harry, oklumencja się kłania.
I wtedy przyszedł Dumbledore. Wszedł do salonu, przywitał się, otrzepał z siebie popiół i podchodząc do reszty rzucił:
- Zaczynajmy już to widowisko, Voldemorcie. Niech to się skończy jak może najszybciej.
Albus nie wydawał się zdenerwowany. Harry miał więc nadzieję, że dyrektor panuje nad sytuacją. Dobrze, że nie znał prawdy.
- Zaczynajmy więc – Czarny Pan wyciągnął przed siebie sztylet. – Podejrzewam, że nie wszyscy wiedzą co się właściwie teraz dzieje – zmierzył wzrokiem najmłodszych uczestników tego spotkania. – więc wyjaśnię. Zebraliśmy się tu z mojego kaprysu, jak najbardziej nie uzasadnionego. Nie ma tu waszych ciał, są tylko … imitacje – tak to nazwijmy oraz myśli, wiedza, inteligencja, doświadczenie i charakter, czyli to co nazywacie duszą. Zagramy w pewną grę. Będziecie pionkami i zarazem graczami. Ja sobie popatrzę.
- Jaki to ma cel? – przerwała Ginny.
- Panno Weasley, cel jest prosty, lubię was gnębić i to sprawia mi przyjemność.
- Nie, w tym musi być coś więcej – zaprzeczyła Hermiona, a Harry dodał:
- Czemu akurat my?
Voldemort tylko się uśmiechnął, a Snape zmierzył całą trójkę groźnym spojrzeniem. McGonagall obserwowała Dumbledore’a, a ten z kolei, utrzymując na twarzy uśmiech starał się pojąć prawdziwy cel gry, zanim Voldemort osiągnie to, czego oczekuje.
- Musicie zgadnąć o czym myślę.
- Bawimy się w przedszkole – ironizował Snape. Dumbledore był pewien, że Severus wie już jaki jest cel gry. Gdy spojrzenia obydwu spotkały się, był już pewny, że myślą o tym samym: Ten Którego Imienia Nie Wolno Wymawiać chciał sprawdzić kto komu ufa w jakim stopniu i przede wszystkim, kto jest najodporniejszy. Tylko … Dobrze wiedział jak słabą psychikę ma Minerva. Więc po co ona tu? Żeby ja jeszcze bardziej załamać? Może. Żeby sprawiać pozory, że sprawdza stan błyskotliwości? Jeszcze bardziej możliwe.
- Nie wszyscy na raz, tylko każdy po kolei – kontynuował gospodarz, ignorując Snape’a. – Zaczyna ten, kto ma nóż. Jeżeli nie odgadnie, musi kogoś zranić. Śmierć nie jest rzeczywista, lądujecie w jednym z tych oto – wskazał palcem w kierunku stołu. – flakoników. Po zakończeniu gry wracacie do swoich ciał, wszyscy razem. Chyba, że nikt nie zgadnie. Wtedy tłucze te małe, niby karafki z waszymi duszami i … i zobaczymy co będzie dalej.
Albus i Minerva nie wierzyli, że w tak łatwy sposób mógłby ich zabić, Severus wiedział to na pewno, ale mimo to nikt nie wiedział, co stanie się po stłuczeniu flakoników.
- Przed ciosem można się obronić tylko rozwiązując zagadkę. To by było na tyle. Zaczynamy. Minervo, proszę – powiedział Czarny Pan, podając sztylet prof. McGonagall. Chciał tym sprawić wrażenie, że eliminuje najpierw najlepiej dedukujących graczy, do których ona na pewno należała. Ale Dumbledore wiedział, że było w tym coś więcej.
Minerva wzięła sztylet i wpatrywała się w Sami-Wiecie-Kogo.
- Masz trzy strzały, reszta będzie miała po dwa. Proszę, zaczynaj. Wybacz, Minervo, że tobie przypadło najtrudniejsze zadanie, czyli początek. Nie chciałem, żebyś potem popsuła zabawę. Legilimencja, jak się zapewne domyślasz, na nic się nie zda.
- Oczywiście.
- Więc, o czym myślę? Masz trzy strzały – ponaglił ją Czarny Pan.
- Jasne? – odezwała się McGonagall po chwili namysłu.
- Może być jasne – odpowiedział. – Ale nie o jasność tu chodzi.
- Czy to jest rzecz namacalna? – kontynuowała.
- Nie. Ostatnia szansa. Mów teraz co to, albo odejdziesz od gry nawet nie strzelając, tylko spekulując. Co z resztą do ciebie podobne.
Pani profesor myślała. Wiedziała, że jako pierwsza nie ma szans odgadnąć całości, bo Ten Którego Imienia Nie Wolno Wymawiać mógł myśleć o wszystkim. Chciała przetrzeć szlak dla następnej osoby. Nie da się podpuścić, nie będzie strzelać.
- Kiedy je widzimy? – spytała ostatecznie. To musiało być mądre pytanie, bo ,,mistrz gry” wyglądał jakby chciał powiedzieć ,,wiedziałem, że cię na to stać”.
- Wtedy, kiedy nic nam nie zasłania – odpowiedział. – Teraz Minervo, wybierz kogoś.
Rozejrzała się po wszystkich. Jej wybór był ważny. Czuła, jak pulsuje w niej coś, co miało być chęcią wybrania Albusa. Ale było raczej przymusem. Nie chciała się poddać woli Czarnego Pana, ale ręce jej drżały i nie mogła ich skierować w nikogo innego niż Dumbledore. Ale on był za bardzo potrzebny. Korzystając z okazji, gdy Sami-Wiecie-Kto zatrzymał wzrok na Harry’m, przekręciła ostrze w swoja stronę i, wiedząc, że nie wygra pojedynku na chęci z Riddlem, trafiła w samą siebie.
Czarny Pan westchnął, obiecując sam sobie, że nie będzie już psuł zabawy manipulacją. Skierował wzrok na stojącego obok Dumbledore’a.
- Minerva nie wybrała, więc tobie przypada ten wątpliwy zaszczyt. Kto teraz?
Albus rozejrzał się, chociaż chwilę potem powiedział pewnym głosem:
- Panna Granger!
Hermiona zadrżała lekko. Harry spojrzał zdegustowany na dyrektora. Czemu ona? To taka mądra dziewczyna. Właśnie, mądra. Tu chodzi przede wszystkim o żywą inteligencję i szybkość myślenia. Hermiona była lepsza w monotonnym analizowaniu, niż w takich zagadkach. Choć, trzeba przyznać, że mogłaby się przydać. Ale jak nie ona to kto?
Widzimy je zawsze, kiedy nic nam ich nie zasłania. Może być jasne, ale nie musi. Nie jest namacalne. - Hermiona przypomniała sobie fakty. To mądrze z jej strony.
- Czy można to nazwać jednym słowem? – spytała.
- Tak.
- Czy to jest niebo? – zaryzykowała.
Zapadła chwila ciszy. Pierwszy strzał. Niestety Sami-Wiecie-Kto pokręcił głową przecząco.
- Nie, panno Granger. A więc, kto teraz? Decyduj.
Hermiona nie zastanawiała się. Chciała przez chwile udawać, że nie wie, kogo wybrać, ale była pewna. Nie chodzi tu o jakieś uprzedzenia, ale on naprawdę wydawał się tu nie potrzebny. Nigdy nie wiadomo, po której stronie stoi.
- prof. Snape – wyszeptała na tyle głośno, że usłyszeli ją wszyscy. Severus uśmiechnął się ironicznie, prawie w tej samej chwili co Czarny Pan. Podszedł i wbił w Hermiona sztylet, bez chwili zawahania. Imitacja jej ciała znikła, pozostała chmurka, która uleciała w stronę drugiego flakoniku.
- Czy to odbywa się między ludźmi, albo innymi istotami? – spytał Snape.
- Tak.
- Może mieć różne rodzaje, tak?
- Tak. Koniec zabawy, Severusie. Kogo wybierasz?
Zastanowił się. Został jeszcze Potter, Albus i panna Weasley. Dumbledore na pewno musi zostać, tylko które z pozostałych? Nie cenił zbytnio żadnego z nich. Teraz chciał pomyśleć, choć raz, o ich zaletach. Potter był odważny, przynajmniej w jakimś sensie. Ale po odwadze mało w tej sytuacji. A Ginny? Chyba była błyskotliwa. Przynajmniej jakieś przebłyski żywej inteligencji pojawiały się u niej od czasu do czasu. Wybrał Harrego.
- Dobrze, Potter.
Harry najpierw zrobił minę w stylu ,,wiedziałem, że udowodni jaki jest niesprawiedliwy”, ale potem z niekłamaną satysfakcją wbił ostrze w swojego nauczyciela.
- To miłość? – zaryzykował Potter.
- Nie.
- Czy to w ogóle jakieś uczucie?
- Nie. Koniec. Kto teraz, panie Potter?
- Ginny.
Czarny Pan uśmiechnął się.
- Eh Dumbledore, jednak masz ten autorytet. Jako najważniejszy zostałeś – powiedział, gdy panna Weasley zatapiała sztylet w Harrym. Zrobiła to wyjątkowo zręcznie, jak na kogoś kto kilka lat temu za nim szalał.
Jeżeli to jest miedzy dwoma istotami, to może …” – pomyślała i zaraz spytała:
- Czy to pojawia się, gdy jedna istota chce wpłynąć na drugą?
- Tak.
Uśmiechnęła się zadowolona. Spojrzała na Dumbledore’a i zobaczyła błysk zrozumienia w jego oczach. Czyżby już wiedział? Oby, bo ona nie była pewna.
- Czy to moc? – spytała.
- Nie, to nie moc.
Bez chwili namysłu Albus podszedł do rudowłosej dziewczynki i pchnął ją nożem, wcześniej szepcząc ,,dobra robota”. Jej pytanie dało mu dużo do myślenia.
- Więc, Voldemort, czy to są intencje? Intencje, jakie jedna osoba może mieć do drugiej?
W tym momencie wszystko się rozpłynęło. Harry obudził się. Podniósł kołdrę i zbiegł na dół, by opowiedzieć Ronowi, jaki miał dziwny sen. Jego przyjaciel rzeczywiście był już w pokoju wspólnym i dyskutował z kilkoma gryffonami o zbliżającym się meczu. Gdy Harry schodził po schodach, portret grubej damy podniósł się i weszła prof. McGonagall.
- Potter, z tobą i panną Granger wszystko dobrze? – spytała. – Wiem, że Ginny ma się dobrze.
- Tak, oczywiście pani profesor.
Skąd ten pomysł? Przecież to był tylko sen, prawda?
Gdy zastępczyni dyrektora zniknęła w korytarzu prowadzącym do Wielkiej Sali, dołączył do niej Dumbledore.
- To była szalona noc, Albusie – powiedziała.
- Tak. Powiedziałbym nawet, że to była najdziwniejsza gra Voldemorta, Minervo.
przypadek autora: Wiem, Nathalie, że to opowiadanie było juz na beyondimagination.fora.p, ale ono jest tkaie wygodne do wklejania an fora, że postanowilam je wstawiac w różne takie miejsca :P [bo wczesniej nie miałam czego na fora wstawiać :P] |
|